Rzecz o tym, co się komu wydaje
W nocy 2 lipca 1915 r. Wzgórzem Kapitolińskim w Waszyngtonie wstrząsnął wybuch. Siła eksplozji zdemolowała salę recepcyjną Senatu i wytłukła szkło w gabinecie wiceprezydenta. Kto stał za zamachem?
Podobno wszystko, cokolwiek się zdarza, ma jakiś sens, choćby pokrętny i głęboko ukryty. Bywają jednak przypadki, do których idealnie pasuje tytuł sztuki Pirandella „Tak jest, jak się państwu zdaje". Niczym w narracji szkatułkowej ten sam wątek opowiedziany na nowo może być historią naiwnego idealisty, dziejami psychopatycznego mordercy, bezsensownym snem wariata albo opisem rozgrywek między tajnymi służbami.
Wszystko zaczęło się w nocy 2 lipca 1915 r., gdy Wzgórzem Kapitolińskim w Waszyngtonie wstrząsnął wybuch słyszany w promieniu 2 kilometrów. Siła eksplozji zdemolowała salę recepcyjną Senatu, wytłukła szkło w gabinecie wiceprezydenta i zwaliła z krzesła policjanta, który przesypiał służbę z nogami na biurku. Ze względu na porę nikt nie odniósł obrażeń, a władze wolały szukać źródła wybuchu w instalacji gazowej, niż węszyć zamach. Policja zmieniła zdanie nazajutrz, gdy w dzienniku „The Washington Star" do podłożenia bomby w Kongresie przyznał się niejaki R. Pearce. Jego list do redakcji był żarliwym manifestem pacyfistycznym, wzywającym Amerykę do zachowania neutralności...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta